Strona:Hanns Heinz Ewers - Opętani.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jan Olieslagers musiał cztery jeszcze dni przesiedzieć na zamku Ronval. Każdego dnia domagał się natarczywie, by przenosiny zwłok wreszcie się odbyły. — Nie może się to stać, — odpowiadał mu hrabia, — wszak widzisz, jak jest chmurno. — Każda literka testamentu była dlań bowiem świętością.
Wreszcie; piątego dnia po południu, wypogodziło się nagle. Flamandczyk drgnął, a hrabia zarządził, co należy. Nikt ze służby nie miał z zamku wychodzić, tylko stary ogrodnik i dwaj jego pomocnicy mieli panu towarzyszyć, zabrawszy ze sobą oskardy i rydle.
Poszli parkiem, okrążając cichą sadzawkę. Słońce skrzyło na czarnym łupku kaplicy, igrało na białych, rozechwianych wiatrem brzozach i rzucało ruchliwe cienie ich gałęzi na gładkie ścieżki. Weszli do kaplicy otworzywszy drzwi, przyczem hrabia zanurzył lekko rękę w chrzcielnicy i przeżegnał się. Ledwie podnieśli ciężką, kamienną płytę, a potem wszyscy zeszli w dół, do grobowca. Stały tu szeregiem i w porządku przy dwu ścianach grobowca wielkie ciemne urny z herbami hrabiów d’ Ault—Onival. Wysokie korony przykrywały je i wszystkie miały owiązany wokoło szyi srebrny łańcuch, z przytwierdzoną do niego ciężką tabliczką miedzianą, z nazwiskiem i datą zgonu zmarłego.
W tyle, za tym szeregiem, stało kilka próżnych urn. Milcząc wskazał hrabia na jedną z nich, ludzie wzięli ją i wynieśli z grobowca.
Wyszli z kaplicy i szli wśród mogił między brzozami. Około tuzina potężnych płyt kamiennych było tu. Płyty te opatrzone były nazwiskami najwierniejszych sług rodu hrabiów, których spokoju, zdało się, strzegą ze wszystkich stron po zgonie nawet. Ale na grobie hra-