Przejdź do zawartości

Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jestem chora, nie oznacza, że mam całe życie pozostawać pociemku!
— Pewnie, że nie, mamusiu — godziła się Milly, szukając lekarstwa. — Tylko przecie nieraz chciałam wpuścić do pokoju trochę światła, a mamusia mi nigdy nie pozwalała!
Pani Smith nic nie odpowiedziała: zajęta była poprawianiem koronek na nocnej koszuli.
— Naprawdę, mógłby ktoś domyślić się i ofiarować mi nową koszulę nocną, zamiast rosołu lub galaretki — powiedziała po chwili zgryźliwie.
— Poco, mamusiu?
Nic dziwnego, że Milly była mocno zdumiona, gdyż w jednej z szuflad komody leżały dwie nowe koszule nocne, a Milly nie mogła namówić matki, by je włożyła!


ROZDZIAŁ VIII.
Nieco o „panu“.

W parę dni potem Pollyanna znów spotkała „pana“. Pogoda była pochmurna i padał drobny deszcz.
— Dziś już nie tak ładnie — powiedziała uprzejmie — pomimo to cieszę się jednak, że deszcz pada.
Tym razem „pan“ nie zatrzymał się i nawet nie spojrzał.
Pollyanna oczywiście wytłumaczyła sobie, że jej nie słyszał, to też następnego dnia przemówiła