Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pocznie z tobą systematyczną naukę — dodała, wstając z krzesła.
Lecz Pollyanna zatrzymała ciotkę, mówiąc ze szczerem przerażeniem:
— Ależ, ciociu! Ciocia nie zostawiła mi ani jednej chwili do — życia!
— Do — życia? Ależ dziecko, co chcesz przez to powiedzieć? Czyż ty przy tych wszystkich zajęciach nie żyjesz?
— Oczywiście, ciociu! Oddychać będę, robiąc to wszystko, co ciocia wymieniła przed chwilą. Ciocia też oddycha, gdy śpi! Ale to nie jest — życie! Robić to, co jest przyjemne, biegać po polach, czytać (oczywiście nie na głos), wdrapywać się na wzgórza, rozmawiać w ogrodzie z Tomaszem i Nansy, oglądać domy i ludzi na tych dużych ulicach, które widziałam wczoraj — oto co ja nazywam „żyć“.
Oczy panny Polly zabłysły gniewnie.
— Jesteś najdziwniejszem dzieckiem, jakie kiedykolwiek w życiu widziałam. Samo przez się rozumie się, że będziesz miała dość czasu na zabawy i rozrywki. Lecz jeśli ja chcę spełnić mój obowiązek, czuwając nad tem, abyś otrzymała odpowiednie wykształcenie, tyś powinna spełnić swój obowiązek, czyniąc bez protestu to, co ci wyznaczyłam! Nie chciałabym, by moje starania spotkały się z niewdzięcznością z twej strony.
Pollyanna była bardzo zawstydzona, zażenowana.
— O ciociu! Czyż mogłabym być niewdzięczną dla ciebie! Ja cię tak bardzo kocham! I ciocia nie