Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tańczyć w słońcu! Mój biedny mały promyk tęczowy!
Nansy milczała.
— Oczywiście Pollyanna nic jeszcze o tem nie wie? — zapytał nagle.
— Niestety, wie, proszę pana — odpowiedziała, nie mogąc powstrzymać łkania, Nansy. — I to jest właśnie najsmutniejsze! Dowiedziała się o tem przez kotkę! Tak, proszę pana! Kotka otworzyła drzwi i Pollyanna usłyszała, co mówił lekarz!
— Biedna, biedna dziecina! — westchnął znów pan Pendlton.
— O, tak, proszę pana! Widziałam ją od tej chwili dwa razy i za każdym razem poprostu serce mi pękało! Mówi ciągle o rzeczach, których nie będzie mogła robić. Rozpacza również i z tego powodu, iż zdaje się jej, że już z niczego nie będzie mogła być zadowolona! A może pan nie wie o grze? — dodała, jakby się tłumacząc.
— Gra w zadowolenie? — zapytał pan Pendlton. — O, wiem, mówiła mi o niej!
— Naprawdę? Zdaje mi się, że mówiła o niej prawie wszystkim. Ale niech pan zrozumie, że ona nie może w tych warunkach grać w zadowolenie! I to ją najwięcej smuci! Mówi, że nie może znaleźć nic, coby ją mogło pogodzić z myślą, że nigdy nie będzie mogła chodzić!
— Nic dziwnego! — zgodził się pan Pendlton.
— Ja to również rozumiem! — mówiła dalej Nansy. — Ach, gdyby można było znaleźć coś, coby jej dodało otuchy! Usiłowałam przypomnieć jej...
— Co przypomnieć? — przerwał pan Pendlton.