Przejdź do zawartości

Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   97  —

cierpiałem fizycznie, miałem swoje potężne pragnienia i swoje przeczucia tego przyszłego, lepszego bytu. Dzisiaj...
Tu spojrzał po sobie całym, zatrzymał wzrok na pięknie utrzymanych rękach, a zabawiając się sznureczkiem swoich binokli, dodał, jak gdyby w konkluzyi tego wszystkiego, co było powiedzianem dotąd:
— Dzisiaj jestem zdrów, rozwinąłem się, utyłem. Przytem walka ducha z ciałem nie udręcza mnie tyle co dawniej. Z każdym dniem wzrasta wiara moja w Boga, ale zmniejsza się ufność w siłę dawnych przekonań. Prowadzę żywot spokojny, wypełniam przyjęte obowiązki, o ile mi się zdaje, uczciwie, przytem trochę ornitologicznych zamiłowań, od czasu do czasu partya szachów, a jako gimnastyka umysłu — matematyka. Dni moje są w ręku Pana mego.
Wikary westchnął i popadł w zadumę. Anioł przypatrywał mu się bardzo uważnie i wydało się wikaremu, że czytał w jego oczach pomieszanie.


Dzień pierwszy na ziemi tego gościa z Zaświatów zakończył się, jak widzieliśmy,