Przejdź do zawartości

Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   71  —

— Ale kiedy ja zupełnie nie pojmuję kogo masz pan na myśli.
— No, a gdyby tak chociaż, tę jakąś tam umalowaną osóbkę, w toalecie tak niedostatecznej, że dochodzącej aż do cynizmu, aż do obrzydliwości — tę jednem słowem, z którą pan w miłej poufałości powracałeś przed paru godzinami z dalszej, a przyjemnej zapewne wycieczki.
— Kochany proboszczu... to był anioł!
— Tak się to mówić zwykło — o ile wiem — między libertynami o wszelkiej osobie przystojnej, która na nas silniejsze zrobiła wrażenie, a ta, jak słyszę, jest wyróżniającej piękności.
— Świat staje się doprawdy tak pozytywnym — bronił się wikary.
— Świat staje się co dzień ohydniejszym — poprawił surowo proboszcz, — ale znowu żeby rzeczy dochodziły do tego, a człowiek pańskiego stanowiska społecznego posuwał się do takiego jawnego bezwstydu...
— Ależ panie, — protestował obżałowany, — chciej zrozumieć, chciej wysłuchać przedewszystkiem. Pan się mylisz, panie Mendham! — mylisz się całkowicie! Ja zapewniam, że...