Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   69  —

— Zastanów się pan! to skwarne popołudnie i ten żar słoneczny, który pozbawił pana równowagi umysłu! No, ale mnie naprawdę się śpieszy. Zobaczę tedy jutro tego anioła twego — skoro tak chcesz koniecznie — Sto pociech doprawdy z wami wszystkimi! Byle go do tej pory nie zasekwestrowała rodzina, co byłoby dla wszystkich najpożądańszem. A swoją drogą to obandażowanie pańskie było wcale niezłe. Nasza szkoła pomocy ambulatoryjnej ma już, jak widać, swoje zasługi. No, do widzenia!
Zaledwie pożegnać zdążył wikary doktora Crump, otworzywszy przed nim jaknajszerzej drzwi, aby się przez nie prędzej wydostał na świeże powietrze, aliści ujrzał, że wprost ku jego szaletowi zmierza poważnym krokiem wielebny Mendham, jego zwierzchnik i proboszcz. Na ten widok pogładził ręką swój podbródek, jak to zwykł był czynić we wszelkich trudniejszych okolicznościach życia, a w oczach jego odbiło się niepomierne zakłopotanie. W tej chwili Crump wydał mu się człowiekiem, który w ostatniej sprzeczce, jaką prowadzili ze sobą, osiągnął nad nim pewną przewagę — co nastąpi teraz — niewiadomo było, bo i ten gość nowy nie należał by-