Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   245   —

— Żebyś mi tu ani jednej chwili dłużej nie został!
— Dlaczego?
— Ja ci się tu będę tłumaczył!.. Precz, mówię!
— Ani mi to w głowie! — odparł zaczepiony z zupełnym spokojem.
Patrzyli tak na siebie przez kilka minut, wreszcie powziął, jak widać, sir John decyzyę jakąś, bo zszedł z konia i stanął w postawie wyrażającej determinacyę.


Wypada teraz, abyśmy pozwolili autorowi na krótką dygresyą, bo pełen on jest obawy, aby sceną, która niebawem nastąpi, nie zdyskredytował legionów anielskich. Przypomnijże sobie łaskawie ty, który to czytać będziesz, że bądź co bądź, ów duch wybrany z Zaświatów, na padół łez naszych spadły, od dwóch już tygodni oddychał atmosferą ziemską zatrutą jadem nienawiści, i że na tej zmianie warunków bytu ucierpieć musiały koniecznie nietylko loty jego i blask twarzy zewnętrzny, ale że taki, który jadał, sypiał, doświadczał krzywd i przykrości, odbył już część tej ciernistej pielgrzymki, po której kroczy ludzkość cała. Jednem słowem, z każ-