Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   206  —

mówiono mu, że z kilku otaczających wzgórz widać już dobrze całą wielką powierzchnią wód. Myślał, że będzie tu zupełnie sam, a tymczasem za pierwszym zaraz załomem gruntu natrafił na siedzącego, na pniu drzewnym dra Crumpa.
— A to spotkanie! — wołał życzliwie eskulap. — Jakże się tam miewa skrzydło pańskie?
— Jest bardzo dobrze. Nie boli mię już wcale.
— Czy też panu nie przyszło do głowy, że jesteś na gruncie stanowiącym własność prywatną? Nie? Spodziewałem się tego. Może nie wiesz, co jest własność? Widzę, że zgadłem doskonale.
— Wistocie nie rozumiem ani słowa.
— W takim razie pozwól sobie złożyć szczerą gratulacyę moją. Nie wiem, czy wytrwasz w roli przyjętej, ale że dotąd konsekwentny jesteś, przyznaję chętnie. Wziąłem cię początkowo za mattoida, ale przyznaję się do pomyłki. Ty osnułeś sobie plan i trzymasz go się wytrwale. A ta twoja maniera ignorowania najważniejszych stron i zupełnie drobnych szczegółów naszego życia jest wistocie i oryginalną i nie bez pewnego wdzięku. Ja przecież jestem uważnym i bacznym na wszystko,