Strona:Guzik z kamei (Rodriques Ottolengui).djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tami! Trzeba było działać spiesznie. Opuszczając wagon w sposób zwyczajny, mogłem zostać spostrzeżony. Dlatego spuściłem cicho okno, wylazłem na zewnątrz, odnalazłem torebkę i pobiegłszy na koniec dworca, wsunąłem ją pod podest towarowy, zbudowany z kloców drzewa, gdzie łatwo mi było odnaleźć własność moją. Zaręczam wam, panowie, że przez resztę podróży spałem wyśmienicie.
Zebrani dali oklaski, a Mitchel podziękował ukłonem.
— Drodzy przyjaciele, — rzekł — nie skończyłem jeszcze. Dama, którą widziałem z torebką moją, była na tyle bezczelna, że zgłosiła stratę. Gdyśmy się zbliżali do Nowego Jorku, kazał Mr. Barnes zrewidować wszystkich. Domyślałem się, że podsłuchał mój zakład z Randolphem, że miał mnie w podejrzeniu i byłem wielce rozradowany. Z drugiej strony jednak, obecność detektywa była mi niezbyt miłą, gdyż miałam zamiar wracać co prędzej do New Hawen, celem zabezpieczenia klejnotów.
Zaprosiłem go na śniadanie, a w ciągu rozmowy udawałem, iż go namawiam, by mi nie nasyłał na kark innych jeszcze detektywów. W rzeczywistości jednak chciałem wybadać, czy może zaraz wysłać za mną szpiega, to jest, czy ma jakiegoś pomocnika na dworcu centralnym. Przekonałem się, że tak było w istocie. Dlatego musiałem zrazu udać się do mieszkania i czynić wszystko tak, jakbym nie miał zamiaru opuszczać miasta. Potem udało mi się, przy pomocy bardzo do tego celu sposobnych mostów kolei nadziemnej, umknąć przed pościgiem i pojechać do New Hawen. Tam znalazłem torebkę i oddałem ją w przechowanie płatniczemu pobliskiej stacji gospody. Łatwo od-