Przejdź do zawartości

Strona:Guy de Maupassant-Wybór pism (1914).djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Daj pokój, ten jeden raz jej nie zaszkodzi. Daj pokój.
Po dwóch kurach przyszła na stół kaczka w otoczeniu trzech gołębi i kosa; zjawiła się także i gęś, dymiąca, przyrumieniona, roztaczając zapach ciepłego, tłustego mięsa.
Babka Paumelle rozbawiona klaskała w ręce, babka Jean-Jean przestała odpowiadać na liczne pytania barona, zaś Pitois wydawała z radości jakieś pomruki, to znów wykrzyki, podobnie jak robią to dzieci na widok pokazywanych im cukierków.
— Pozwolicie panowie, rzekł proboszcz, że się zajmę tem stworzeniem. Rozumiem się na tych operacyach, jak mało kto.
— Ależ prosimy księże proboszczu.
Siostra Saint-Benoit odezwała się:
— A gdyby tak otworzyć nieco okno? Jest im za gorąco. Jestem pewna, że rozchorują się.
Zwróciłem się do Marchas:
— Otwórz na chwilę okno.
Gdy okno otworzył, zimne powietrze wionęło poruszając płomienie świec i rozpraszając zapach gęsiny, którą proboszcz z serwetą na szyi, umiejętnie na kawałki dzielić począł.
Zaciekawieni tą jego powabną pracą, spoglądaliśmy na jego ruchy rąk, zaprzestawszy mówić, połykając ślinę na widok tego dużego wypieczonego ptaka, z którego kawałki odpadały jeden po drugim na boki półmiska.
Nagle wśród tego łakomego milczenia wpadł