Strona:Guy de Maupassant-Wybór pism (1914).djvu/036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Po chwili usiedli za stołem szałasu, zbudowanego na wolnem powietrzu; wypili najpierw po jednej szklance, drugiej a wreszcie i trzeciej. Następnie ojciec Amable powrócił do swojej włóczęgi po jarmarku. Atoli myśli jego były już trochę zamroczone, uśmiechał się sam nie wiedząc do czego, uśmiechał się przed loteryami, przed karuzelą a przedewszystkiem przed zabawą we wojnę. Najdłużej tu się zatrzymał, zachwycając się jak któryś z amatorów celnym strzałem powalił żandarma albo księdza, jedną z tych powag których instynktownie się obawiał. Wrócił jeszcze następnie do tego samego szałasu i dla orzeźwienia się, wypił jeszcze szklankę jabłecznika na swój rachunek. Tymczasem noc nadeszła. Jeden ze sąsiadów przestrzegł go: Eh, mój ojcze bo wrócicie jak będzie już po wieczerzy.
Ojciec Amable zabrał się z powrotem do swojej chaty. Łagodny zmierzch wiosennego wieczoru powoli rozciągał się nad ziemią.
Kiedy stanął przed drzwiami zdawało mu się że przez oświetlone okna widzi dwie osoby wewnątrz domu. Zatrzymał się najpierw zdziwiony bardzo, później wszedł i spostrzegł siedziącego za stołem przed miską pełną ziemniaków Wiktora Lecoq, który jadł wieczerzę na miejscu, które dawniej syn jego zajmował. I nagle odwrócił się jak gdyby chciał sobie pójść. Celestyna spostrzegłszy go zerwała się i zawołała za nim:
Chodźcie ojcze, mamy doskonałą pieczeń na uczczenie dzisiejszego zebrania. Mimowoli zatem