Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wobec troski jaka mnie gryzła o Mirjam, wszystkie okoliczności zewnętrzne przybladły.
Jedno tylko zdarzenie wraziło mi się w duszę mocniej — nawet czasami jako karykatura prześladowało mię we śnie.
Stałem na desce przybitej do ściany, aby patrzeć w górę na niebo — gdy poczułem, że jakiś spiczasty przedmiot ukłuł mię w lędźwia, a gdym zbadał rzecz, przekonałem się, że to pilnik, który mi się w kieszeń wcisnął głęboko, między kort palta a podszewkę. Długo tam już pewnie tkwił, gdyż inaczej człowiek, który mię rewidował, niewątpliwie by go dostrzegł, Wyciągnąłem go z kieszeni — i nie bacznie rzuciłem na swój siennik. Gdym zeszedł z deski, pilnik zniknął — i ani chwili nie wątpiłem, że tylko Lois mógł go zabrać.
W parę dni później wyprowadzono go z celi, by go pomieścić o jedno piętro niżej.
Nie właściwe to — powiedział dozorca więzienny — aby dwaj znajdujący się pod śledztwem i oskarżeni o tę samą zbrodnią — t. j. on i ja — siedzieli w tej samej celi.
Z całego serca życzyłem sobie, aby się biednemu chłopcu — za pomocą pilnika udało wyzwolić z więzienia.