Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

a wzrok mój szukał zagubionej pary. Lecz ta przemieniła się w jedną jedyną postać, nawpół męską, nawpół kobiecą, — w Hermafrodytę, siedzącego na tronie z masy perłowej. Korona Hermafrodyty kończyła się deską z czerwonego drzewa; wewnątrz robak zniszczenia wygryzał tajemniczą cyfrę. W obłokach pyłu szybko się zbliżała, popędzana biczem trzoda małych, ślepych owiec: karmne zwierzęta, które prowadził w orszaku gigantyczny mieszaniec, miały przeznaczenie utrzymywać życie Korybantów.
Czasami niektóre postacie, wypływające z niewidzialnych ust, przybywały z grobów, z chustami przed obliczem. I stanąwszy przedemną, nagle zrzuciły okrycia i stężałe, głodne, spoglądały krwiożerczym wzrokiem, skierowanym w me serce, aż lodowaty strach, wciskał mi się w sam mózg, a krew moja kipiała, jak potok, w który spadają z nieba odłamy skalne — nagle i w sam środek łożyska.
Jakaś kobieta unosiła się nademną w powietrzu. Nie widziałem jej twarzy, gdyż odwróciła się odemnie, a miała na sobie płaszcz z płynących łez. Maski tańczyły, śmiały się, nie dbając o mnie zupełnie. Tylko jakiś Pierrot obejrzał się uważnie — oczy utkwił we mnie i odskoczył. Wrósł w ziemię przedemną i spojrzał mi w twarz jak gdyby w zwierciadło. Robił tak dziwne miny, podnosił i machał rękami, już to ociężale, już to z błyskawiczną szybkością, że mojem jedynem nieprzepartem pragnieniem stało się nagle naśladować Pierrota, mrugać oczami jak on, poruszać łopatkami i wykrzywiać kątami ust jak on.
Wtedy odepchnęły go na bok niecierpliwie cisnące się postacie, które wszystkie chciały być przed moim wzrokiem. Lecz żadna z tych istot nie mogła się utrwalić. Są to oślizgłe perły nawleczone na jedwabny sznur, są to poszczególne tony jednej tylko melodji, które z niewidzialnych ust wypływają. Już nie była to książka, co przemawiała do mnie.