Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nieustannie musiałem myśleć o Rozynie, jak ta nago we fraku tańcowała.
„Czy znów się odnalazła?“ zapytałem.
„Odnalazła? to słabo powiedziane. Policja obyczajów zaprosiła ją przecież na dłuższe engagement! Może wtedy u „Loisiczka“ wpadła w oko panu komisarzowi? W każdym razie policja teraz jest gorączkowo sprawna; istotnie przyczynia się do podniesienia ruchu obcych w żydowskim mieście. Zupełnie zepsutym zdzierem stała się zresztą w krótkim czasie ta dziewucha.
„Jeżeli pomyślisz, co może zrobić kobieta z mężczyzny tylko przez to, że wywołuje w nim miłość ku sobie: to zdumiewające!“ — dorzucił Zwak. Żeby wydobyć pieniądze, móc iść do niej, biedny chłopak Jaromir, stał się przez noc artystą. Chodzi po gospodach i wycina sylwetki dla gości, którzy pozwalają się portretować w ten sposób.“
Prokop, który dosłyszał tylko koniec, cmoknął ustami. Rzeczywiście? Czy ona tak wyładniała ta Rozyna? — Czy skradłeś już jej całusa, Vrieslander?
Kelnerka natychmiast podniosła się i obrażona porzuciła izbę.
„Kura do rosołu! Tej rzeczywiście to potrzebne: ataki cnoty! Ba!, — mruczał za nią rozgniewany Prokop.“
„Cóż pan chce, ona przecież odeszła w miejscu niewłaściwem. A oprócz tego pończocha była właśnie gotowa“ — uspokajał Zwak.

Gospodarz przyniósł nowy dzban grogu i rozmowa zaczęła przybierać charakter gorący, parny. Tak parny, — że weszła mi krew przy moim nastroju gorączkowym. Opierałem się temu, ale im bardziej wewnętrznie się odsuwałem i myślałem o Angelinie: tym więcej huczało mi w uszach. Dość niezręcznie pożegnałem się. Mgła stała się bardziej przejrzysta, sypała na mnie swemi lodowemi igłami, ale była