wichrzona burza i stłumiło okrzyk radości mej duszy całym swym ciężarem.
Drżałem przed tą chwilą, w której przyjdę do siebie i wszystko co się zdarzyło za pełni swego życia ujmę jako rzeczywistość. Lecz niechaj to jeszcze nie teraz nastąpi. Wpierw spróbować rozkoszy: ujrzeć jak dochodzi do przejrzystości to, co jest nie wypowiedziane. Posiadam to w swojej mocy. Dość mi było tylko przyjść do sypialni i otworzyć kasetkę, w której leży książka Ibbur, dar świata niewidzialnego. Dopóki ta księga tutaj się znajduje, ręka moja dotknęła jej się tylko wtedy, gdy ukrywałem w niej listy Angeliny.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Na zewnątrz — tępy odgłos strącanych od wiatru mas śniegowych z dachów przerywał głuchą ciszę, gdyż pokrywa śniegowa na chodnikach zagłuszała każdy dźwięk. Chciałem pracować w dalszym ciągu, wtem wzdłuż ulicy zabrzmiały ostre uderzenia podków, aż widać było formalnie sypiące się skry.
Otworzyć okno i wyjrzeć na ulicę było niemożliwe: sople lodu spoiły silne jego brzegi z murem, a szyby były do połowy zamarznięte. Ujrzałem tylko Charouska, stojącego na pozór zupełnie przyjaźnie przy kramarzu Wassertrumie, — musieli właśnie rozmawiać ze sobą, — spostrzegłem jak osłupienie, malujące się na ich twarzach, wzrastało; nie mówiąc nic, wlepili wzrok w powóz, którego moje oczy dostrzedz nie mogły. Przyszło mi przez myśl, że to mąż Angeliny. — To nie mogła być ona! Własnym ekwipażem przyjeżdżać tutaj do mnie, — na Koguci zaułek w oczach wszyskich ludzi! To było by szaleństwem. — Lecz co odpowiem jej mężowi, gdyby to był on i znienacka mnie zapytał?
Zaprzeczę, naturalnie zaprzeczę. W mgnieniu oka przedstawiłem sobie wszelkie możliwości: to może być tylko jej mąż. Otrzymał anonimowy list, od Wassertruma — że ona tu jest na schadzce, i uży-