Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

młody studencik dowodzi oddziałem stupiędziesięciu ładzi i stoi na straży przez dwa dni i dwie noce, jeszcze inny zmusza oficera kawaleryi, by krzyczał: „Vive la Charte!“ Potem zabija go strzałem, rzuca się na brzuch, by uniknąć salwy, ucieka, a potem wraca i szuka po placu zgubionego kepi.
Ostatecznie rezultat jest taki, że ministrowie dostają się do więzienia w Vincennes, intryga orleanistyczna odniosła zwycięstwo, powstańców zwabiono do Rambouillet, wypędzono króla wczorajszego, a gdy się to działo, sfabrykowano jutrzejszego w osobie Ludwika Filipa. Król-obywatel wyłazi na fotel wysoki Karola X. A wreszcie i to jest skutek prawdziwy... Sekwaną płynie powoli od Morque ku Polom Marsowym statek, pełen trupów. Niektórzy w trumnach, inni nadzy, przykryci słomą brudną, przysypani wapnem niegaszonem. Z masztu zwiesza się w grubych zwojach czarna, żałobna flaga. Na rzece snuje się ostry odór rozkładających się ciał, a woda jak przedtem szafirowa i złota, szkli się i połyskuje w ciepłem, jasnem, sierpniowem słońcu. Oparci o parapet brzegu ludzie patrzą. Głowy złożyli na rękach, inni wydają pomruk dziwny, a jeszcze inni żegnają oklaskami ten olbrzymi karawan, posuwający się cicho, mknący w dal śmierci.

XXVI.

Wieczór dnia 29 lipca, gdy czerwone opary zachodu przysłaniały jeszcze rude dymy salw i pożarów, zebrani w saloniku panny Montgolfier znajomi jej rozmawiali półgłosem, często też słowa zamierały im na ustach, nadsłuchiwano, a ten lub ów zbliżał się do okna ciekawy, co wieści ulica. Naraz słychać na schodach kroki. Ktoś