Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/515

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

odtworzyć chciałem w mej pracy. Nie pisałem wcale apologii konspiratora i przywódcy rozruchów. Stwierdziłem jeno, że musiała się w to obrócić jego miłość wolności. Ale rzucono na Blanquiego potwarz, że jest potworem, widmem krwawem, więc z tej to potwarzy starałem się go oczyścić, wykazać, iż był człowiekiem jak inni.
Śmierć uwalniając go od przynależności do pewnej sekty, pozwoliła dostrzec to, co jest piękne, silne i wolne w jego duszy. Samo świadectwo ludzi, którzy go znali, mogłoby wystarczyć, ale mamy jego dzieła, jego: „Obronę“, „Patrie en danger“, „Eternitè par les astres“ i mnóstwo zeszytów z Doullens, Belle-Ile-en-Mer, Corte, Św. Pelagii, Taureaux, Clairvaux, bardzo wiele prac, które zapewne będą opublikowane i pozwolą śledzić jeszcze dokładniej przejścia jego duszy. Wreszcie mamy jeszcze jedno dzieło niepośledniej miary, to życie jego. Oddał je całe kulturze umysłu, wzgardziwszy pieniądzmi, zapoznawszy je, nie bacząc, że przez to ściąga na siebie jeszcze więcej nieufności i zawiści. Nienawidzono go, bo był biedny i nieugięty. Surowy nań wyrok wydali ci zwłaszcza, którzy umieli sobie życie ułatwiać niezliczonemi ustępstwami. Musiano go pokonać, ale rzucono go jeno o ziemię, a nie zwyciężono. Zdeptano jego ciało, a nie ducha. On, ciągle, jak buntownik Baudelaira mówił: „Nie chcę od was nic!“ Miał zawsze w sobie swą kaźń i swój grób i żył silny i napełniony radością.
Z powyższych tedy powodów po uczynionych uwagach i wyjaśnieniach czuję obowiązek w zakończeniu tej książki złożyć hołd jego pamięci i wyrazić silną wiarę, że był pożyteczny.
Czyż daremnem mogłoby być to życie nad ludzką miarę pełne cierpień dobrowolnie podjętych, poświęceń