Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/492

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niecił zapał samem brzmieniem swego nazwiska i jasnością niezmierną były teraz wszystkiem owe dwie sylaby, które do niedawna jeszcze oznaczały potwora, widmo rewolucyi i rzezi.
Wszystkie owe pogłoski o ułaskawieniu, wygnaniu starca nad grobem, śmiertelnie chorego, wreszcie wieść o śmierci, wszystko to trafiło do serca tłumów, które nie chciały nic wiedzieć o nim przedtem, gdy się za nie wydawał na męki. Przesadzili też wrogowie, i przesada zniweczyła siebie samą. Mimo wszystkie zarzucane mu błędy i winy, starzec cichy, niezłomny zaświadczył swem życiem, że go oczerniono. Poczęto dumać, jak też to ów „dziadek“ z tamtego wieku, jak może wyglądać ten anachoreta, tak bystro myślący, taki przytem spółczesny i pełen nadziei na przyszłość. Nie wiedziano jednak jeszcze i małej cząstki z tego, co wiedzieć należało. Oczom ogółu przedstawiał się jeno więzień wieczysty, pełen odwagi, rzucający pioruny w oczy swym sędziom. Ale to nie cały Blanqui. Odzież jego myśli i czyny?
Ale w każdym razie przestaje on już być dla ogółu potworem, łaknącym krwi i rodzi się powoli myśl wydobycia z podziemi człowieka, który zda się był upatrzony przez los ofiarą, na którą złożono wszystkie winy i którą skazano za całe pokolenie, za cały ten wiek tak buntowniczy, tak skłonny do ruchawek.
Od pierwszych zaraz miesięcy roku 1878 poczęły się mnożyć przejawy tego uczucia i pojawiać takie żądania. Wszyscy omawiali srogość ministra Dufaura, który nie chciał wypuścić Blanquiego, a w marcu ktoś podjął myśl postawienia kandydatury Blanquiego w Marsylii. To był pierwszy zwiastun. Zaraz też w klubie przy rue d’Arras, gdzie tyle razy przemawiał został przez wszystkich obrany honorowym prezydentem. Niedługo