Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/464

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie wiele obchodzą teraz przykrości i szykany ludzi, których on zda się nie spostrzegać wcale. Od końca czerwca, do września szuka on formuły naukowej, ścisłej dla swych rojeń. A przedmiot jego badań jest ten sam co prastarych Hindusów, Chińczyków, Egipcyan i Chaldejczyków. Szuka tego, za czem szukali Thales, Pytagoras, Ptolomeusz, Kopernik, Tycho-Brahe, Keppler, Galileusz, Descartes, Newton, Euler, Herschel, Kant i Laplace. Ku tym ludziom wzlata myślą, ku tym duszym wielkim zatopionym w pracy, wśród czterech ścian więziennej celi, pracowni, czy obserwatoryum. Tylko Blanqui nie posiadał żadnego instrumentu, żadnego przyrządu dla sprawdzenia swych marzeń, które zawarł w pracy pt.: „Eternité par les astres“.
Takie to myśli przyszły mu w obliczu paszcz armatnich, nabitych karabinów, łyskliwych, nagich szabel i sformułować je zdołał bez książek, tabel pomocniczych, na podstawie jeno spojrzeń wysłanych na niebo czasu czasu przechadzek po tarasie zamkowym.
Wyszedł z pojęcia nieskończoności wszechświata, udokumentowanego niemożliwością wyobrażenia sobie granic przestrzeni. Pewność tę utwierdza w nim jeszcze przekonanie, że jeśli nieskończoność jest nie do pojęcia, to skończoność, tem mniej się da wyobrazić, a choć jak wszystko, co ważne dla człowieka nie da się problem ten rozstrzygnąć, sformułowanie takie jest jedynie możliwe. Być może, że kędyś, w przestrzeni istnieją inteligencye, którym rozwiązanie zagadki nie jest tajemnicą. Tak się pociesza, nie kryjąc zazdrości.
Taksamo rzecz się ma co do nieskończoności czasu. Niepodobieństwo innego pojęcia, musi się wziąć za prawo faktyczne. Przeto przyjąć musimy, że wieczyście był cały wszechświat i wszystkie jego drobiny najmniejsze,