Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/449

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żadnych barw, bo i granit nie różowy, ni piaskowiec nie biały. Jakże różne mają barwy rzeczy w każdem więzieniu Blanquiego. Tu wszystko zdaje się twardsze i cięższe. Niema barw południowych, zawsze jest wieczór, barwy przygnębiającej, nietoperzej, pajęczej. Nawet kwiatek na podworcu nie śmie mieć barwy. Zanurzono starca w mrok, mrokom wydano na żer tę siłę skutą poprzód, szarość zjada nadzieję i ssie życie filozofa.

CCXI.

Nawet uwzględniwszy stosunki ówczesne i zgoła fałszywe mniemanie, jakie miano o Blanquim, nie można inaczej, jak niepojętym gwałtem nazwać takiego porwania chorego starca i wywiezienia go w nocy bez żadnego przesłuchania, ustalenia deliktu, wyroku. I pomyśleć tylko, że „sfery miarodajne“ były związane słowem że nie dopuszczą do prześladowań i szukania pomsty nad rewolucyonistami. Ażeby się komu innemu nie dostał zaszczyt takiego zadrwienia z wszelkiej sprawiedliwości, trzeba tutaj zapisać nazwiska kierowników ówczesnej polityki, którzy za ten gwałt ponoszą odpowiedzialność. Więc tedy wiedzieć należy, że Ernest Picard, minister spraw wewnętrznych, sybaryta i sceptyk zarazem i minister sprawiedliwości Dufaure, purytanin surowy podali sobie ręce do wspólnego dzieła, a minister wojny, Le Flô, którego posiadłość Nec’hoat położona jest nad rzeką Morlaix, niedaleko zamku, wraz z ministrem marynarki Pothuau przedsiębiorą wszystko, co potrzebne, by dopełnić porwania. Obok nich, z pośród przeżytków „Obrony narodowej“ musimy posadzić na ławie oskarżonych rozgoryczonego Juliusza Favre i słodziuch-