Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/444

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Minął Perigueux, przyjechał w południe do Coutras a o północy do Tours. Spostrzegł też, że z roskazu władz eskorta tai, że to właśnie jego wiozą, ale sekret wydał się przez służbę kolejową. Oskarżono nawet brygadyera żandarmeryi, że to powiedział kolejarzom, którzy, wedle własnych słów Blanquiego, podczas całej tej dziwnej podróży dawali mu dowody wielkiego współczucia.
Ale inaczej jeszcze było w Tours. Więzienny wagon odczepiony od pociągu pozostawiono w cieniu, na uboczu. Blanqui zauważył, że szef eskorty rozmawia z kilku jakiemiś ciemnemi postaciami. Nagle jakiś głos wezbrany szaloną złością ozwał się z ciemności: „Szubrawcy! Rozbójniki! Już ja wam go sprzątnę z przed nosa! Moja w tem głowa!“
Wagon przyczepiono teraz do innego pociągu, tym razem do pospiesznego i całą siłą pary Blanqui ruszył dalej. Nastąpiły krótkie postoje: Saumur, Angers, Nantes, Redon i Rennes, zewsząd o przejeździe donosił ministrowi wojny generał, lub prefekt. Pociąg przybył do Rennes w południe, ale nie zaraz miano ruszyć dalej, do Saint Brieuc. Prefekt miasta Rennes chcąc uniknąć możliwego podniecenia u demokratycznych robotników, umówił się z generałem i przewieziono karetą więzienną Blanquiego na małą stacyjkę w polu, gdzie mu padło czekać pociągu przechodzącego tędy około godziny czwartej. Czekał tak obok stacyi l’Hermitage do pół do szóstej, a wokoło niego utworzyło się zbiegowisko, wśród którego ukazali się dżentelmeni na koniach, z orderami papieskimi w butonierkach. Ogromnie ironicznie, ale bez słowa obejrzeli więźnia przez okno karetki, a Blanqui przeglądał się też tym dziwacznym figurom, prosto z farsy wyjętym. Pociąg stanął, Blanqui musiał wyjść i przejść środkiem ciekawskich.