Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/403

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Żaden z członków tego rządu nie miał za sobą całego Paryża, ani Flourens, prosty komendant wojsk, ani Delescluze z wpływami dość ograniczonymi, ni Blanqui, jednym wcale nieznany, zapoznawany przez innych, o opinii wypaczonej, potwornej wprost. A siły rewolucyjne nie rozpętały się do tego stopnia, by im dać w rękę przygodną dyktaturę. Nietylko nie skupiono się dokoła nich w ratuszu, ale ich poprostu opuszczono, gwardya im sprzyjająca wróciła zwolna do koszar, rozprószyła się po domach. Nie byliby zostali poparci dłużej jak przez jeden dzień, to jest dzień wyborów, z których wyszliby niezawodnie co do jednego wszyscy byli członkowie rządu obrony narodowej. Mamy wszelkie prawo wykluczyć nawet samą możność wojny domowej w obliczu wroga. Wszyscy ludzie najsprzeczniejszych poglądów mówiąc o dniu 31 października godzą się na tym punkcie. Jest pewnem, że pierwszą myślą i postanowieniem napastników było nie używać broni.
Podobnie też i Trochu i Ferry odzyskawszy wolność nie uciekli się do przemocy. Trochu poszedł na kolacyę, a Ferry wszedł do wnętrza po gwardyi ruchomej, to jest gdy mu drzwi otwarto. Najoczywiściej w święcie zwlekano i to umyślnie. Istniała tajna jakaś umowa stron obu, milczące postanowienie nie dopuścić do starcia wśród całego tego chaosu. Obu stronom przynosi to zaszczyt nie mały.
Ponad wszystko, silniejszym się okazał instynkt patryotyczny i zachowawczy wobec toczącej się wojny, toteż najbardziej zdecydowani obalić rząd dotychczasowy nie myśleli działać rewolucyjnie. Było to co prawda sprzeczne samo w sobie. Zdawano się przeto na wypadki, na to co wyniknie z aktu woli zbiorowej, licząc na dziś,