Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/397

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

legami i roskazał tyralierom pilnować wejścia. W ten sposób izolował rewolucję przez siebie, jak sądził wywołaną, odcinał ją, ale właśnie powinien był zająć schody i przedsionek, bo tam właśnie wpakował się 106 batalion przedmieścia St. Germain, oddany gen. Trochu z duszą i ciałem.
Blanquiego poznali natychmiast przyjaciele i znajomi i dowiedział się też niezwłocznie o wszystkiem, co uczynił Flourens. Właśnie chciał się z nim zobaczyć i przejść przedsionek, gdy u drzwi natknął się na wartę 106 batalionu i musiał cofnąć się. Spostrzegł zaraz niebezpieczeństwo, trudności wielkie, pospieszył tedy zrobić, co się dało.
Wrócił tedy cicho i spokojnie do sali i tam mimo ponurych myśli, tłoczących się, wspomniał nasamprzód o nieprzyjacielu. Należało zapobiedz, by nie doszły doń wieści o zamieszkach i przesileniu w mieście, pierwszym tedy roskazem, wydanym przez niego jest, by zamknięto wszystkie wyjścia, przecięto wszelką komunikacyę, drugim zaś rozesłanie gońców do komendantów fortów z wieścią o tem co się stało i surowym nakazem zdwojenia czujności. Gdy to uczynił i szafety ruszyły we wszystkich kierunkach, Blanqui pomyślał o ochronie ratusza i wysłał do dwudziestu mniej więcej naczelników batalionów roskaz, by zgromadzili swe wojska i przybyli niezwłocznie, batalionom zaś czekającym na placu polecił natychmiast wkroczyć do środka, wyparłszy naprzód żołnierzy 106 batalionu. Jeden z nich prócz tego zająć miał prefekturę policyi. Merów powiadomiono, jakoteż wyznaczono dla kilku, trzech, czy czterech dzielnic nowych.
Wśród tego nadszedł Ledru-Rollin, spojrzał na piszącego Blanquiego, postał chwilę i odszedł.