Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/395

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gorączkowana, oszalała od złych wieści, wściekła na bezmyślność rządu, przyszła instynktem wiedziona do ratusza, bez wszelkich projektów, bez żądań nawet sformułowanych naprzód. Wiele pisano o tem, co się stało stać mogło tego dnia, a wszystkie, najróżniejsze opowieści i wrażenie godzą się na jedno, że na placu ratuszowym panowało zamieszanie, niepewność i napięcie oczekiwania. Jest to fakt najważniejszy.
Bataliony szły jeden po drugim, żołnierze nieśli karabiny lufami na dół, nad ich głowami powiewały chorągwie z napisem: Precz z pokojem! Niech żyje Komuna! Pospolite ruszenie! Przed ratuszem zarówno, jak pod oknami komendanta naczelnego w Luvrze, rozbrzmiewały okrzyki: Precz Trochu! Niech żyje Komuna! Broni! Tymczasem roztrząsa rząd życzenie merów, przemawia Trochu, Juliusz Simom, Garnier-Pages i Rochefort. Nagle tłum ogarnia salę rady municypalnej ponad dziedzińcem Ludwika XIV., w której obradują merowie, i jednocześnie salę rządową, położoną na rogu ratusza od place de Grève i quai de Gesvres. Otoczeni masą ludzi wchodzą do sali merów Delescluze i Pyat, a Flourens na czele czterystu tyralierów wkracza wprost do sali rządowej.
Tymczasem mer Paryża wraz z czterema doradcami przechodzą salę du Trône chcąc przedłożyć rządowi rezultat obrad. Natykają się na napastników, ale przeciskają się przez ich szeregi, i ostatecznie rząd przystaje na ogłoszenie wyborów municypalnych, a Stefan Arago oznajmia to tłumowi odczytując żądania merów i decyzyę rządu z wysokości schodów, a potem z okna. W sali rządowej Rochefort wchodzi na stół i ogłasza tosamo, ale źle zostaje przyjęty i schodzi na dół. Od tej chwili każdy, kto sądzi, że ma coś powiedzieć wchodzi na ten