Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/371

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

licy świata rospacz wzbiera w serca Blanquiego i z pod pióra wyrywają mu się słowa:
„Sława Paryża stała się źródłem jego zagłady, ci ludzie chcą zgasić to źródło światła, bijące na Europą całą, ideje, co się tu rodzą, unicestwić. Hordy wieku poraz drugi ruszyły się ze swych leżysk i zalewają Galię, chcą pochłonąć współczesną cywilizacyę, jak po chłonęły jej prababką kulturą grecko-rzymską. Czyż nikt nie słyszy dzikich okrzyków: „Śmierć rasie latyńskiej!“ Tak wołają, bo chcą, by Berlin stał się świętym grodem przyszłości, źródliskiem światła bijącego na Europą całą. Zniknąć ze ziemi musi Paryż, ten samozwańczy, do głębi zepsuty Babylon, owa pierwsza prostytutka świata! Oto idzie wysłannik Boga, z mieczem ognistym i Biblią w dłoniach. Zbliża się koniec, zbliża się sąd. Czyż nie jest wyraźnym znak, którym Bóg naznaczył rasą germańską na przodowniczką ludzkości w najbliższej przyszłości? Oto każdy Niemiec jest o trzy całe wyższy od Francuza. Oto znak. Brońmy się! Idzie dzicz łącząca okrucieństwo Odyna, z żarłocznością Molocha. Idzie czerniawa straszna na miasto nasze, rospetała się barbarya wandalska i semicka. Brońmy się, nie licząc na pomoc niczyją!“
Prorokuje klęską, jeśli armia ograniczy się jeno do odporu, dowodzi, iż koniecznością jest przesunąć linią bojową dużo dalej, na równie Saint-Denis i Asnières na wyżyny Sannois i Meudon, odgaduje, ze atak pierwszy skieruje się na wschodnią połać miasta a że paryska załoga i forty zwrócone mają oczy i działa na południe, więc wojska pruskie przejdą Sekwaną powyżej Paryża i lasami pójdą na Meudon, stamtąd zaś będą się starały przerwać, prostą w tem miejscu, linią szańców na przestrzeni od Point-du-Jour, aż do Port Dau-