Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ków trzymać w swych rękach miasto, ale by mógł stworzyć rząd, niezbędne mu były przyzwolenie i pomoc większej części ludności, a dla prowadzenia polityki ogólnej, zdolnej walczyć z warunkami, stwarzać nowe formy, zmierzać ku olbrzymim reformom społecznym musiałby zostać uznanym, móc mówić, być słuchanym i posiadać kredyt moralny mas.
Ale wiele rzeczy złożyło się na to. Samo jego stronnictwo starannie podtrzymywało często fałszywy pogląd, jaki sobie nań wytworzono w roku 1848, zamiast uczynić zeń wyobraziciela idej, którym sami wszyscy służyli. Przeszkodziły temu brzydkie namiętności ludzkie, zawiść, zazdrość, gniew, interes osobisty, nadzieja zysku, a ci właśnie, którzyby powinni byli dać przykład, poświęcić swe uprzedzenia sprawie wielkiej i świętej, nie zdobyli się na to, pozostali zaślepieni w egoizmie i wrogiej ślepocie.
Nie mam na myśli ówczesnej „oficyalnej“ opozycyi. Większość z nich brała czynny udział w ruchach roku 1848 i przekonano się co potrafią. Blanqui nadto uważnie i długo śledził fazy ich ewolucyi, by miał się łudzić nadzieją jakiegokolwiek porozumienia. Oni ze swej strony, też nie daliby mu nawet tej dozy sprawiedliwej oceny i uznania, do jakich każdy człowiek ma niezaprzeczone prawo. Leżała pomiędzy nim, a nimi przepaść niezgłębiona. Ale byli inni, ci którzy głosili codziennie z zapałem, że dążą ku nowemu jutru, ci, powinniby byli teraz właśnie, z wszystkich istniejących elementów stworzyć zastęp bojowników o lepszą przyszłość. Dziwne doprawdy, że nie uczynili nic. Blanqui w roku 1848 tak przeraził mieszczaństwo, że okrzyknięto go potworem, zakałą rodzaju ludzkiego. Ludzie ci, teraz właśnie powinni byli głośno powiedzieć, co ten człowiek