Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tecznie z więzienia, czy szpitala, będąc ciągle śledzonym przez szpiega policyjnego.
Nasuwała się też kwestya inna. Co prawda niebawem miał się skończyć czas jego kary więziennej, ale czuł, że go śledzą i wobec istnienia „ustawy o bezpieczeństwie publicznem“, ustawy podstępnej i stosowanej zazwyczaj jeno do niemiłych rządowi przestępców politycznych, obawiał się, że po wypuszczeniu z więzienia może zostać przemocą porwany i bez możności słowa protestu niezwłocznie wywieziony do Cayenny na dożywotnie, lub przynajmniej długoletnie osiedlenie. Ustawa powyż wymieniona, zniesioną została dopiero 31 października 1870 roku. Blanqui oświadczył tedy przyjaciołom, iż postanowił nie czekać zamachu i uciec parę dni przed czasem, w którym wedle jego obliczeń kończył się okres czteroletniej kary, na którą został skazany. Poczęto się zaraz krzątać koło wykonania zamiaru.
Cazavan i Blanqui przypomnieli sobie swe metody z Belle-Ile. Nie one były winne, że się wówczas nie udało, przeciwnie, gdyby nie zdrada przewoźnika, plan musiałby być wprowadzonym w życie do końca. Ale tutaj, w szpitalu, zgoła zbytecznem było robić lalki. Szło jeno głównie, by zataić ucieczkę przez kilka godzin w celu wydostania się z miasta i przebycia granicy. W tym celu Blanqui tak się urządził, że zakonnica, przynosząca mu kolącyę, nigdy go w pokoju nie zastawała. Przez pewien czas, gdy jeno nadchodził czas kolacyi, wydalał się na kurytarz, wałęsał się po całym gmachu, schodził nawet do ogrodu. Z początku pytano się o niego, potem zaprzestano. Zresztą zakonnice były to osoby bardzo dobre, jedną z nich, starą siostrę Martę, która sobie nabiła do głowy, że musi nawracać rewo-