Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sprawie i zniechęcał największe w nim pokładających zaufanie. Więzienie spotęgowało jeszcze jego niepokój wnętrzny i dziką nieprzystępność. Zdarzało się, że nowy zwolennik zachwycony zrazu olbrzymią inteligencyą mistrza, powabem jego słowa, wykwintną wesołością, nagle czuł, że wszystko zerwane, stosunki ustały i zdziwiony pytał o przyczynę tej nagłej zmiany, rad się dowiedzieć jakim to fałszywym krokiem, jakim dziecinnym drobiazgiem naraził się mimowoli nauczycielowi. W ten sposób nieraz bez powodu zrywały się stosunki pomiędzy Blanquim, a różnymi wielkiej wartości ludźmi, których zrazu pociągał ku sobie. Chciał z nich zrobić zbyt wiele, chciał, jak to się praktykowało w stowarzyszeniach tajnych, uczynić z nich powolne sobie narzędzia, uczniów apostołów, którzyby działali, nieznając ostatecznego celu i rezultatu swych usiłowań. Niestety większość nie poddawała się temu, pytała o cele ostatnie, chciała dyskutować, zwłaszcza, że Blanqui umiał dyskutować i z wielką łatwością odkryć umiał każdy błąd w systemie innym, przewidzieć konsekwencye, do jakich doprowadzi kwestya fałszywie postawiona, potrafił roztrząsać ideje i sądzić surowo czyny przeciwników. Pomocnicy jego cofali się na pewną odległość, doznawszy porażki w pierwszem zbliżeniu, Blanqui miał wielu uczniów, ale nigdy, ni jednego bliskiego przyjaciela.

CXXXIX.

Czasu odsiadywania kary w więzieniu Św. Pelagii nie miało to jednak wszystko wielkiego wpływu i można bez przesady powiedzieć, że Blanqui przeżywał tu