Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

We trzech tedy rozpoczynają naradą. Trzeba nareszcie wyznać całą prawdą. Czynią to i ofiarują za przewiezienie 500 franków. Młody marynarz oświadczył na to, że odgadł zaraz jak sprawy stoją, uściskał z najwyższym entuzyazmem obu i przysięgał po wielokroć, że najwyższą roskosz sprawi mu, gdy im dopomoże do odzyskania wolności. Ale tej nocy niema mowy o wyjeździe. W istocie, gdy zbliżyli się do brzegu, ujrzeli spienione bałwany tłukące z zaciekłością w skały. Trzeba było zrezygnować i przeczekać do jutra. Młody człowiek powiedział też, że nie będzie mógł sam ich powieźć, bo jest w służbie i o świcie musi opuścić Belle-Ille. Ale obiecał przysłać swego przyjaciela, równie jak on sam pewnego i gorliwego do przysługi.
Blanqui i Cazavan nie posiadają się z radości. Tuż obok słychać szum fal morskich, tych fal, które ich poniosą za chwilą. Czują się już wolnymi. Zapomnieli o trudach i zimnie, rozradowani serdecznem przyjęciem, piękną, poważną twarzą młodego chłopca, jego zapałem. Są pewni, że nie mogli wybrać lepszego przewodnika. W małej, niskiej salce, do której ich wprowadzono wyliczają zaliczką pieniężną, na poczet sumy przeznaczonej wybawcy, płacą 35 franków człowiekowi, który ich tu przyprowadził z Vague, a 40 franków dają staremu Jean-Louis. Obliczają, że po całej wypłacie zostanie im jeszcze dość złota i klejnotów, na podróż statkiem, który ich przyjmie na pokład, oraz na życie przez czas jakiś w obcym kraju, dokąd ich los zagna. Ale trzeba czekać odpływu. Młody człowiek odszedł, by wszystko przysposobić, zbiegów przedtem ukrywszy w spichrzu nad stajnią, gdzie wchodzić musieli po drabinie. Stary Jean-Louis podjął się przynieść im czegoś do zjedzenia, wziął jeszcze 5 franków i wyszedł. Znalazłszy się za