Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szukają rozrywki w zamiataniu ścieżki, po której co dnia wolno im się czas krótki przechadzać, z kawałków cegieł i kamieni budują przeróżne rzeczy, krzesła z wysokiemi oparciami, tarasy, fantastyczne ołtarze patryotyczne. Inni znów sadzą drzewka, kwiaty, zioła, urządzają klomby, wycinają w deseń trawniki, lepią z gliny posągi miniaturowe i cieszą się, jak dzieci. W godzinach popołudniowych panują niepodzielnie gry, a więc gra w piłkę, bilboket, warcaby i szachy.
Człowiek przywyka do wszystkiego, groza sama może stać się monotonną. Gdy zbyt długo trwa stan niebezpieczny i bolesny budzi się instynkt życia, a złamani skazańcy, opuszczeni, stwarzają sobie egzystencyę nową, przystosowaną do warunków. Budują sobie program prac i spełniają go mechanicznie w oczach prowokatorów i kluczników. Oswajają się z twarzami katów i wrażenie czyni na nich uprzejmość siepacza, któremu raz wpadło do głowy przynieść któremuś z nieszczęśników szklankę wina. Ten lub ów ułoży nieraz piosenkę, współtowarzysz próbuje ją grać na flecie, a autor uradowany, iż się podoba, prosi o przebaczenie, że nie może dostarczyć drugiej, bo właśnie nazajutrz o świcie mają go ściąć.
Gospodyni Blanąuiego i kilku innych deputowanych z Żyrondy nie zapomniała o swych pensyonarzach i często odwiedza ich w więzieniu. Przyprowadza ze sobą zawsze siostrzenicę Zosię. Czasem Zosia przybywa ze służącą, lub nawet sama i nie boi się żołnierzy i dozorców. W „Kasarni Karmelitów“ zwłaszcza, codzienne odwiedziny dwunastoletniej obywatelki, stanowią ogromną pociechę dla więźniów. Jest to osoba przystojna, miła, umie zagrać i pomówić i złote ma serce. Całymi nieraz dniami wyczekuje, by ujrzeć swych pupilów. I zazwyczaj piękność jej i zręczność odnosi tryumf nad dozor-