Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

postanowiono zaprowadzić owe podwójne kraty u okien, odcinające więzienie do reszty od światła i zaraz też gorliwy dyrektor przystąpił do wykonania swego umiłowanego pomysłu. Odbywało się to w sposób dość oryginalny. Spowiednik cytadeli, ks. Lecourt, wchodził zazwyczaj do kaźni wraz z budowniczym i jego pomocnikiem i zwracał się z wyrazami niezmiernego wpółczucia do więźniów. Ściskał im dłonie, wypytywał się o zdrowie, proponował, że podejmie starania w różnych sprawach, słowem grał rolę najlepszego przyjaciela, najczulszego i najtroskliwszego o swe owieczki kapłana. Równocześnie dokonywano potrzebnych pomiarów. W ten sposób uniknięto dyskusyi, starć, a może nawet jawnego oporu. Sam Blanqui, mimo zwykłej swej zimnej krwi i bystrości w obserwowaniu, nie spostrzegł się i dopiero po wyjściu słodziuchnego duszpasterza począł się domyślać, co to wszystko mogło znaczyć. Oto co pisze w jednym z listów swych do Fulgencyusza Girarda: „Dziwna osobistość ten nasz spowiednik. Jest to ksiądz, a zarazem cieśla; po mszy zdejmuje trzewiki i wdrapuje się na rusztowanie, fabrykuje i zakłada rygle i zamki, robi kraty i okuwa drzwi więziennych cel, spowiada swe owieczki i sam je potem zamyka“.

LXI.

Dnia 18 kwietnia odbyła się inspekcya, przybył na nią podprefekt z Avranches. Wobec urzędnika dziewięciu więźniów sprowadzono do kancelaryi. Nazwiska ich: Barbés, Delsade, Dubourdieu, Martin-Bernard, Guignot, Godard, Guilmain, Vilcoq, Blanqui. Gdy stanęli w obliczu swych pogromców, powiadomieni zostali, że z po-