Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

imbryczka herbatę, zakryła mu oczy rękami, przechyliła się przez ramię i, całując go, rzekła: — Dziękuję!
— Cala wdzięczność i przyjemność po mojej stronie — rzekł, trzymając ją za ręce i przyglądając się jej ślicznej postaci.
Brunon kiwał z podziwem głową.
— Niech mnie piorun trzaśnie, jeżeli jest bardziej urocza i ponętna kobieta!
— Bo-m ładnie ubrana!
— Głupstwo! tybyś w stroju żebraczki zawracała głowę dziadom pod kościołem, wytrzeszczaliby oczy niewidomi, mówiliby ci komplementy niemi — gadał Brunon, krzątając się około gospodarstwa, odprawił bowiem służbę spać, gdyż lubił wieczory spędzać sam na sam, być, jak się wyrażał, na dyżurze przy swojej pani.
— No, a jak tam — spytał, nalewając jej lekkiej herbaty — z tą klapeczką w sercu? Spokojnie?
— Absolutnie! w wagonie tylko doświadczałam trochę duszności, ale przy-