Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chyba przecie nie odjedziesz. Nie gniewaj się, Lili...
A ona wzięła jego skronie w ręce i rzekła cicho:
— Ja się nie gniewam, Stef, tylko, widzisz, wsunąłeś mi w serce żądełko, które boli. Ale ranka zwolna z tego jadu się wytrawi... wszystko minie. Minie wszystko, osypią się płatki ciała, a gdy zostaną same dusze, to można będzie błękitnymi cieniami obcować serdecznie, razem i jednocześnie bez urazy i żalu. Gdybym dostała ospy, gdyby los mnie zeszpecił, pogodzilibyście się zapewne łatwiej; może na starość, jak dożyjemy, ale teraz... Ja się nie gniewam, Stef. Może nie jestem z tej samej, ale z podobnej gliny, więc was trochę rozumiem, wiem, że są nietylko duszy, ale i krwi tęsknoty. Pocałuj mnie dobrze, jak człowiek!
Świda począł całować jej ręce i stopy i, oddając jej dobranoc, szepnął:
— Daj się pocałować w serce!
Lili popatrzała nań badawczo, a wi-