Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cudny jednak jest świat! — rzekł, wchodząc na schody, Świda.
— Póki słońce świeci — dodała Lili.
— Co mówisz, Lili?... A noce, czyż nie są pełne uroku... choćby — pamiętasz — nasze noce?...
— Zamówisz kolacyę — przerwała Lili, wbiegła na górę, szybko spakowała jego rzeczy, za co jej podziękował kwaśno, miał bowiem szczery zamiar spóźnić się na pociąg.
Nie było jednak rady i, pożegnawszy ją z powodu obecności służby długim uściskiem ręki, wstąpił chmurny w gondolę, a mijając się z innemi, miał wrażenie, że spotyka trumny swojego szczęścia.