Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ustawał, a potem jakby przycichała dusza, smutek stawał się coraz mniej dotkliwy, przybierał postać łagodnej melancholii — usposobienia, które nie jest zdolne ani zbytnio się cieszyć, ani silnie martwić, nie umie się śmiać, tylko uśmiechać, nie może szlochać, ale tylko wezbranym łzom pozwala spływać.
Nastrój duszy Świdy stawał się podobny do zmierzchu wczesnej jesieni: panowała w niej ta sama przymglona cisza, to samo żywych niegdyś wrażeń spłowienie. Życie jego nie było już zupełnie puste, ale wciąż jeszcze nie płodne.
Próbował pisać, miewał nawet szczęśliwe pomysły, ale tematy wprost więdły w ręku, nie rozkwitały, lecz przybierały w najszczęśliwszym wypadku postać niepozbawionych wdzięku fragmentów.
Czuł, że przymarł duchowo, że podupadł i nieprędko się dźwignie, wierzył jednak, że dźwignąć się musi, że mu jest lepiej, niż przed miesiącem, po otrzymaniu okrutnej wiadomości, że po tym okresie rezygnacyi nastąpi pogodzenie się