Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie chce mi się jednak umierać. Chciałabym być zdrową, by wami się nacieszyć, poszaleć, upoić się tem pełnem szczęściem, które ku mnie się zbliża dość późno. Ale lepiej późno, niż nigdy. Jednak źle jest czasem, gdy zapóżno...
— Brunonie, chodź tu! — zawołała, usłyszawszy, że przyszedł.
— Zaraz — odparł Brunon i zjawił się po chwili z wielkim rulonem.
— Przyniosłem — rzekł — by ci coś pokazać. — Rozwinął karton, na którym ukazał się prześlicznie wykreskowany dom z logiami i balkonami, następnie ten sam projekt w kilku przekrojach i planach.
— Oto — mówił — Lili kamienica. Stanie naprzeciwko tej lipy, którą masz zasadzić w Anielinie. Tu — rzekł, wskazując drugie piętro — będzie nasze mieszkanie. Wybrałem drugie, bo dużo powietrza i śliczny widok a że wysoko — obojętne, gdyż będzie winda. To — objaśniał dalej — twój pokój z wejściem do łazienki. Tu buduarek,