Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tu — narysował fertyczne nóżki i wysoko uniesione spódniczki — przystają przed witrynami takie, wiesz, panienki — „wesołe dziewice“.
— Czy to koniecznie być musi?
Zamyśliła się Lili, patrząc na te kobiece figurki.
— Dziwię się, że mówisz o tem z taką swobodą; ja ilekroć to widzę, to mi się robi źle na sercu; gdybym miała władzę, zniosłabym to zupełnie.
— Moje dziecko, zastanawiano się nad tem bardzo poważnie, myśleli i pojedyńczy ludzie i całe stowarzyszenia i nie wymyśliły nic. To od wieków istnieje, jest cechą stałą wielkich miast. Zapewne to nie jest dobre, ale te istoty przecież z czegoś żyć muszą.
— No, tak, ale skoro żyją, to możnaby was opodatkować, panowie, i te pieniądze, które dla nich tracicie, wystarczyłyby na założenie jakiejś odpowiedniej instytucyi.
— Bywały i takie pomysły, ale te instytucye odznaczały się taką świątobli-