Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/386

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
376
GUSTAW DANIŁOWSKI

mych źrenic toczyły się łzy wielkie i ciche.
Elektryczne lampy zlewały na te pomęczone głowy błękitnawe potoki światła; kryształowe sklepienie skrzyło się świetnością złoceń i fresków, a wśród urywanych łkań rozlegały się rozkołysane jęki dzwonów, bijących na trwogę.
Właśnie w jednej z tych chwil, ciężkich jak konanie, jakiś starzec, co miał prawnuki w pociągu, ukląkł i na trzęsącej się głowie jął kłaść znaki krzyża.
W tej samej chwili ktoś krzyknął rozdzierającym głosem: »Idzie!« — i runął na kolana.
»Idzie!« Okropny krzyk wydarł się z tysiąca piersi i płacz