Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
309
WIGILIA

stwo! nic z tego! — szepnęła, potrząsając głową, jakby chciała wyrzucić jakąś natrętną myśl. Później oparła się o poręcz fotelu i długo patrzyła w ciemny szafir nieba, gdzie drżały tłumy gwiazd, jasne i ciche.
Dopiero księżyc, co się wychylił bladą twarzą z za dachów, zbudził ją swym smutnym blaskiem z zadumy.
— Co robić? — szepnęła pani Halina, oglądając się naokoło, i teraz dopiero spostrzegła, że lampka przed ołtarzem nie płonie: chwyciła więc spiesznie butelkę z oliwą, dolała lampkę, wrzuciła pływający knotek na korku i zapaliła, patrząc przytem w bronzową twarz Matki Bożej z takim jakimś życzliwym