Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
202
GUSTAW DANIŁOWSKI

wolić ani zrazić uprzykrzonego staruszka.
Po dłuższej przerwie, ocknąwszy się ze zdrętwienia, ponawiał z mechaniczną dokładnością wszystkie czynności od kaszlu, plucia aż do zapytania, które zdawało się tkwić ustawicznie w jego stygnącej krtani.
Sąsiad ów mimowoli stawał się dla Jabota źródłem najdotkliwszych udręczeń.
Nietylko bowiem zrobił sobie z niego żywy kalendarz, ale zdawał się nie przypuszczać nawet, że Jabot może mieć jakieś inne znaczenie poza zadaniem informowania go w tym względzie.
Kiedy zaś zrozpaczony Jabot próbował go raz przekonać, jak dalece się myli, zidyociały staru-