Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
200
GUSTAW DANIŁOWSKI

liczkiem, przeżartym od kąta warg aż pod oko przez nieuleczalnego wilka. — Skąd znowu szczur? — z głupia frant rzucał zapytanie połamany murarz o zapadłych gorejących oczach i cerze koloru wapna.
— Szczur czy żaba — jedna baba! — odpowiadał ni w pięć ni w dziewięć zapytany, i obaj wybuchali grzmiącym, rozlewnym, serdecznym śmiechem. Wówczas pod zaciśniętemi powiekami Jabota zapalały się złe, suche ognie, dymiące zgryzotą. Udawał, że śpi, i przyczajony nadsłuchiwał z trwogą, czy nie budzi się jego bezpośredni sąsiad, zdziecinniały staruszek z kamieniem w pęcherzu, wyschnięty jak wiór, a na nagiej czaszce i zmiętej