Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
187
PAN JABOT

płaszczyźnie biurka, po szklistych powierzchniach rozwieszonych na ścianach fotografii, po lakierowanych połyskach mebli giętych — jakby pytając: co to wszystko ma znaczyć?!
Chłodne i ślizkie wrażenie, niby topniejący sopel lodu, rozpływało mu się pod piersiami. Wstrząsnął się, zamknął oczy i pozostawał chwilę w owem nagłem zatrzymaniu się wszystkich procesów ducha, które jest jakby sekundą przemijającej śmierci, punktem zwrotnym kierunku uczuć i myśli, a wydaje się wiekami oczekiwania.
Oto przystanął na moment w biały dzień na znanej ścieżynie, pewny siebie, rzeźwy i syty, a ocknął się w mrocznem trzę-