Przejdź do zawartości

Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
128
GUSTAW DANIŁOWSKI

sami, wydłużyły się i zrobiły ciemniejsze, niż zwykle, niemal granatowe. W nieruchomych rysach twarzy znać było pewne natężenie.
Westchnęła — powtórzyła raz jeszcze sennie i powoli — trubadur! — i, zwracając się nagle całą twarzą do mnie:
— Pan śpiewa! — spytała tonem twierdzenia.
— Niestety, nie! — odparłem, spuszczając oczy, jakby zawstydzony, że muszę jej zaprzeczyć.
— Więc chyba pan kocha? — rzuciła szybko stłumionym głosem, akcentując ostatni wyraz.
Uczułem płomień na twarzy i zamęt w całej istocie; jakiś przerażający popłoch rozpędził