Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kochał ją istotnie gorąco: ją tylko widział, inne nie istniały dlań kobiety, żadnej porównać z nią nie śmiał. Tkliwość jego wzrastała z dnia na dzień, zresztą dojrzewał, młodzieniec przekształcał się istotnie w mężczyznę, ona w kobietę; miłość Anania stawała się namiętną.
Miewał dnie i tygodnie gorączkowej niecierpliwości. Zdawały mu się wówczas nie do zniesienia długie, długie lata, co go dzieliły od szczytu szczęścia; zdawało mu się, że umrze z tęsknoty; kochał ją tem niemniej gorąco, cierpliwie, święcie.
W czasie ostatnich wakacyi parę razy znaleźli się sami, na dziedzińcu Małgosi, pod opieką służącej, która ułatwiała im porozumienie się listowne, pod dyskretnem spojrzeniem gwiazd nadniebnych, lub milczącego księżyca. Zwykle wówczas, kochankowie milczeli, Małgosia onieśmielona strachem, skromnością, bywała smutna i niespokojna; Anania wzdychał, uśmiechał się, uskarżał, zapominając o czasie, świecie całym i sąsiedztwie niedyskretnych może uszu.
— Chłodna jesteś — wyrzucał kochance. — Czemu mi nie powtórzysz słów coś pisała?
— Boję się...
— Kogo? Czego? Gdyby mnie twój ojciec zastał tu i porwał za kołnierz, odrzekłbym tylko: „Nie, nic robimy nie złego, połączeni jesteśmy na wiekuistość...” Nie bój się Małgosiu! Postaram się być godnym ciebie, mam przyszłość przed sobą, będę czemś!...
Nie odpowiadała. Nie mówiła mu, że gdyby się jej ojciec domyślał czegobądź... przyszłość zostałaby odrazu zburzona, zdmuchnięta... Dziewczyna spuszczała smutnie głowę.
Nieśmiałość jej i chłód drażniły studenta, podniecały w nim namiętność. Często widząc ją tak piękną i tak zimną, z odbłyskiem księżyca w stalowych, do oczu bożyszcz podobnych oczach, nie