Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żonemi wąsami na mysz, której nora znajdowała się pod kominem.
— Nie — ozwał się głośno — nie dam ci dziś kotku myszki. Dziś taki wieczór, że nawet myszy w tym domu szczęśliwe i spokojne być muszą. A psik! a psik! — odpędzał kota, co się wyprężył i wskoczył na okap komina.
Zdjęty coraz większym niepokojem, zaczął przechadzać się po kuchni, macając bezmyślnie i nerwowo wory owsa, gdy się do nich zbliżał.
— Ojciec mój — mruczał przy tem — nie tak znów bardzo ubogi, wspólnikiem jest i dzierżawcą raczej, niż sługą siniora Carboni, chociaż upiera się tytułować go „gospodarzem.” Nie, wcale nie jest ubogim, lecz... czy... jeśli mnie nadzieje moje zawiodą, mamy zwrócić koszta, łożone na moje wychowanie? Pomyślim o tem potem, teraz nie pora, nie pora!
Ah! ciotka Tatana zaczęła już pewnie... Co, jak tam mówi? E! lepiej nie myśleć o tem, a o tem raczej co i jak odpowie ojciec Małgosi, ten najpozytywniejszy z ludzi, co powie, dowiadując się, że obsypany przezeń dobrodziejstwy student, nadużył jego zaufania.
Co powie? Namyśla się. Jak zwykł to czynić, chodzi po pokoju z rękoma w tył założonemi... pałce puszcza w młynka... Zia Tatana śledzi go wzrokiem, pobladła starowina.
— Ah! gdybyż to sic wreszcie skończyło — zawołał Anania porywając się za głowę. Powietrza mu brakło, wybiegł na dziedziniec, oparł się o obmurowanie, wyglądał, nasłuchiwał... Nie, cicho wszędzie...
Wrócił do kuchni, a spostrzegłszy rudego kotka przypomniał sobie stada kotów, zamieszkujących ruiny w około Panteonu w Rzymie, ciotkę Barbarę i świecę woskową, którą mu powierzyła do złożenia w bazylice świętych Męczenników. Pomyślał o swym ojcu