Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.I.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

du, Anania wywiódł go na przechadzkę z zamiarem potraktowania winem w najbliższej winiarni.
— Kto wie kiedy się znów zobaczymy — mówił pastuszek — kiedy też nas odwiedzisz? Przyjechałbyś na śś. Męczenników.
— Nie podobna — odmawiał Anania. — W tym roku tyle mam zajęć, ostatnie egzamina.
— A potem co zamierzasz przedsięwziąć? Wyjedziesz może na kontynent?
— Tak, właśnie — odrzekł Anania żywo — udam się do Rzymu.
— Czy prawda, że w Rzymie jest moc klasztorów i więcej stu kościołów.
— Więcej, wiele więcej. Kto ci to mówił?
— Ojciec twój. Opowiadał mi wczoraj wieczorem o przygodach swych, gdy był żołnierzem...
— Wszak i ty masz przed sobą służbę wojskową — przerwał mu Anania, nie zważając na wyraz twarzy młodego górala?
— Odbędzie ją brat mój, a ja...
Zamilkł. Weszli do winiarni, pustej, pełnej dymu i alkoholicznych wyziewów. Muchy brzęczały dokoła dziewczyny czarnowłosej, przystojnej, lecz rozczochranej i zaniedbanej.
— Dobry dzień Agato, jakże ci noc przeszła? — powitał ją Anania.
— Czego chcenie? — spytała, zwracając się poufale do Anania. A wy, czego — dodała zwracając się z kolei do Juanne.
— Co ci się podoba — rzekł obojętnie góral.
Dziewczyna zaczęła go przedrzeźniać.
— „Co ci się podoba,“ „co ci się podoba.” — A tobie aniołku? — zwróciła się do Anania, patrząc mu prosto w oczy. — Ten się uśmiechnął. Ha! młody był i nie święty. Zauważył, że Juanne rumieni się i spuszcza oczy. Gdy wyszli, wieśniak spytał go nieśmiało.