Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.I.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

prosił często o jałmużnę.. Pomimo to, panowała tu najczęściej wesołość. Żebrzące i głodne dzieci śmiechem napełniały ulicę. Majster Pane gawędził sam z sobą, rozpowiadając facecye i wesołe dykteryjki, których nikt nie słuchał, przypominając solne epizody minionej młodości. Lecz, gdy w jasnej, słonecznej ciszy południowego znoju, cichły śmiechy i gawędy, a tylko zdwojone brzęczenie pszczół napełniało powietrze, kołysząc do snu leżącego pod bzem, małego Anania, rozlegały się głośne i nie zgłuszone jęki biednej, do łoża boleści przykutej Rebeki. Rozlegały się, cichły, znów się wzmagały, zdawały się wychodzić z pod ziemi, do echa piekielnego podobne, a wszystkie nędze i bóle: opuszczenie, ubóstwo, niedola zdawały się zlewać w głuchą skargę, rzekłbyś w głos wszechcierpienia nad rozsypującemi się ścianami prastarych, w ruderę zapadłych domków przedmieścia, dziurawemi dachami, potłuczonemi szybami, połamanemi schodami, nierównym brukiem i cuchnącym rynsztokiem podmiejskich zaułków, twarzami ludzi, co oddawna nie jedli do syta, łachmanami kobiet, co oddawna zmieniały odzieży, chwastami śród kamieni, mężami okładającymi często gęsto kijem swe żony i w jarzmo wprzężone zwierzęta domowe; nad pijaństwem z nałogu i z nędzy, nad chorobami nieuleczalnemi, nad biedą mnożącą się z dnia na dzień, tak jak się mnoży życie samo... Któż by jednak na to zważał?
Mały Anania, leżąc w cieniu bzu, okwieconą gałązką odganiał natrętne i rozśpiewane, rozbrzęczane pszczoły i myśląc:
— Po co ona tam ciągle jęczy? Czy warto! Po co są na święcie chorzy i kalecy? — zapytywał siebie.
Teraz Anania pulchny był, utuczony zdrową, obfitą strawą, wygodą i wczasem.
Wczasów to używał. Sypiał smaczno w znoj-