knęli skrzynkę i zaczęli się naradzać nad dalszem postępowaniem.
— Schowaj tymczasem u siebie, — mówił Bastianeddu wsuwając pieniądze za zanadrze małemu Anania. — Gdy noc nadejdzie schowamy w ogrodzie, w dziuplu drzewa, wiesz.
Mały Anania zanim się spostrzegł był już w posiadaniu drogocennego, różowego papierka. Czuł go na piersiach, tuż przy swym amulecie, przy swych relikwiach. Dzień spędził jak w gorączce, pełen lęku, wyrzutów sumienia, szalonych nadziei, marzeń i projektów. Uciec! uciec! w świat! daleko! Mniejsza z tem jak, byle prędzej. Sny jego zmieniały się w jawę. Szalał z radości i trwogi zarazem. Uciec, przepłynąć morze i znaleźć się na tym cudownym, bajecznym kontynencie, kędy się skryła jego matka! Ile niepokoju, trwogi, lecz i radości ile! Sto lirów zdawały mu się niewyczerpanym skarbem. A jednak... czuł, że popełnił coś złego, bardzo złego, hańbiącego... coś, czego się bał i wstydził. Oby noc prędzej nadeszła i przeklęte pieniądze nie leżały już mu jak kamień na piersiach.
Nie raz to pierwszy przyjaciele nasi wkradali się do ogrodu, strzeżonego zazdrośnie przez wuja Pera. Wyskakiwali zwykle oknem, z izdebki przy olejarni, dogodne dopatrzywszy chwile. Ale w nocy, pociemku... Wahali się długo. Noc zapadała jasna lecz chłodna, księżyc w pełni wyłaniał się z po za gór Ortobone, oświetlając ogród cały. Na dachu olejarni kot miauczał, jak dusza w czepcu... strach zdjął przedsiębiorczych chłopów.
— Oj... jęczy tu coś jak w piekle... nie wyskoczę, boję się, — mówił szeptem mały Anania.
— Zostań, jeśliś tchórz! Kot miauczy, tyle tego, — decydował wzgardliwie Bastianeddu. — Sam zeskoczę do ogrodu, schowam w dziupli starego dębu pieniądze, wuj Pera nie zagląda tam nigdy ty
Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.I.djvu/60
Wygląd
Ta strona została przepisana.