chę, lecz patrzał ciekawie na ołtarze, świece, kwiaty, Ludzi. Zresztą nie miałże na piersi w zielonym jedwabnym woreczku talizmanu potężnego? To go uspakajało. Przypomniał coś sobie o swym ojcu. Gdzie też mieszka i czemu go matka wprost tam nie zawiodła?
Wtem wróciła Ola; doczekała się końca nabożeństwa, wzięła go za rączkę i wyszła z nim razem, ale przez inne drzwi nie te, przez które weszli do kościoła. Długo szli przez różne ulice i zaułki aż doszli do skraju miasta. Wieczór zapadł, zimno było, Ananii chciał o się jeść i pić, smutek mu ściskał serce, a myślał ciągle o wesołem i ciepłem, chociaż skąpem, ognisku w chacie wdowy i o pieczonych co wieczór przez Zuanne kasztanach.
Zatrzymali się w zaułku, otoczonym samemi plotami. W głębi, het! precz na horyzoncie, widać było góry, co się tak małemi zdawały małemu góralowi.
— Słuchaj! — mówiła Ola cicho i glos jej drżał. — Widzisz tam dum, ostatni... z rozwartą bramą...
— Tak widzę.
— Tam... znajduje się twój ojciec... Wszak chcesz go zobaczyć, prawda? Słuchajże... doprowadzę cię do samej bramy... Wejdziesz. Na przeciw są drzwi, będą zapewne otwarte. Wejdź! Nie bój się. Jest to tłoczarnia oliwy... stoi tam mężczyzna wysoki, rękawy ma zakasane, głowę przykrytą, popędza konia... zobaczysz... To twój ojciec.
— Czemuż sama nie wejdziesz ze mną mamo! — spytał płaczliwie chłopczyna.
— Wejdę... ale potem... zobaczysz... teraz wejdź tam śmiało i od progu powiedz:
„Jestem synem Oli Derios.“ Zrozumiałeś?
Szli pod bramę. Anania czuł, jak drży ręka matki, szczękają zęby. U bramy pochyliła się nad nim, dotknęła zawieszonego na szyi dziecka woreczka, pocałowała syna.
Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.I.djvu/40
Wygląd
Ta strona została przepisana.